A właściwie zostaliśmy uwiedzeni przez Bartosza Porczyka, już po raz któryś z kolei. Bo część z nas widziała "Smycz" w Teatrze Polskim we Wrocławiu drugi, trzeci, a nawet piąty (!) raz.

Należy zapytać, w czym tkwi jej fenomen? W temacie? Bo przecież każdy z nas w dzisiejszym świecie prowadzony jest na smyczy - zniewolony, przymuszony i uzależniony od czegoś. Te smycze to pieniądze, przyzwyczajenia, obsesje, praca, narkotyki czy religia.

W kreowanych postaciach? Włamywaczu,pracoholiku, nastolatku, starcu czy zmysłowej prostytutce.

W piosenkach? Bo przecież muzyka to drugi aktor na scenie. Czasami obudzi widzów z letargu, czasami wprowadzi w romantyczny nastrój czy podnieci piosenkami: "Smycz" (Maanam), "Fabryka małp" (Lady Pank) czy "Margaret" zespołu Myslovitz.

To niewątpliwie zalety przedstawienia, ale fenomen tego monodramu tkwi przede wszystkim w Bartoszu Porczyku. To on od pierwszych słów - wypowiedzianych, wyśpiewanych, wyszeptanych i wykrzyczanych - wbił nas w krzesła. On nie tyle grał swoje postacie, ile nimi był. Wiarygodny, ekspresywny, wymowny, z doskonałym warsztatem. Zresztą w każdym spektaklu oddaje publiczności kawałek siebie (np. w "Dziadach", grając przez 12 godzin Gustawa-Konrada).

I ta publiczność (to my!) podziękowała mu owacją na stojąco!

Spektakl ten skłania też do smutnych refleksji, wystawia tragiczną w swej wymowie diagnozę dla współczesnego człowieka, na którego rozgniewał się sam Bóg!

Kończąc, "Smycz" to teatralna perełka i nią właśnie rozpoczęliśmy projekt "Weekend z Kulturą Wysoką", finansowany po części przez Gminę Polkowice.

opracowanie: Ewa Dudziak-Gaj

Porczyk Smycz

Zdjęcie: http://www.teatrpolski.wroc.pl/

partnerzy